Cała prawda o kobido cz. 1

Dlaczego kobido nie powinno boleć… a co i kiedy boleć ma prawo

Ten wpis musiał prędzej, czy później powstać. Popularność masażu, który wszem i wobec znany jest pod nazwą kobido, i ma być kontynuacją starożytnej sztuki masażu powstałej na dworze japońskiego cesarza, a wprowadzony do Polski parę lat temu – kiedy ja również miałam okazję się go nauczyć – w rzeczywistości nie jest oryginalnym masażem kobido – tylko wariacją na temat.

Poszczególni szkoleniowcy prześcigają się w ofercie wprowadzając nowe elementy do masażu, poszerzając go o techniki fizjoterapii estetycznej, masaż transbukkalny, kinesiotaping itp. I o ile nazwa „kobido” staje się tu silnym nośnikiem marketingowym dla wypromowania konkretnego typu masażu twarzy, odmiennego niż znane do tej pory masaże kosmetyczne, o tyle jedynie w coraz mniejszym stopniu polskie kobido przypomina oryginalne. Może u dwóch, trzech osób w Polsce, bezpośrednich uczniów Mistrza dr Shogo Mochizuki w 26-tym pokoleniu Kobido, doświadczycie starożytnej sztuki tego masażu. Ich nazwiska znajdziecie na stronie Shogo.

Jak mniej więcej wygląda sesja masażu kobido w Polsce – które wykonują osoby, w tym ja – wywodzące się z pierwszej szkoły (prowadzonej przez fizjoterapeutę), która je spopularyzowała w naszym kraju?

Sesję zaczynamy od elementów fizjoterapii twarzy – pracy na mięśniach i powięzi głowy, czoła, żwaczach, szyi, dekolcie i ramionach;

Dopiero po tym krótkim wstępie terapii manualnej zaczynamy masaż relaksujący, który przez ruchy głaszczące i wyciszające pośrednio oddziałuje na dalsze rozluźnianie napięć mięśniowych, a następnie schodzimy na ramiona, gdzie stosujemy techniki masażu tkanek głębokich. Część liftingującą poprzedza krótki drenaż limfatyczny. Całość masażu zamykamy krótką sesją akupresury.

Kiedy zaczynałam swoją przygodę z kobido mocno wierzyłam w natychmiastowe i cudowne efekty pracy tą metodą – dziś wiem, że w tej formie, jaką znam, i która jest mimo wszystko zbliżona do oryginalnej wersji, ale prawdziwym kobido nie jest –  oferuje bardzo przyjemny masaż poprawiający ukrwienie i dotlenienie skóry, a optyczne odmłodzenie twarzy po pierwszej sesji wynika z relaksującej pracy na mięśniach mimicznych; natomiast nie gwarantuje po pierwszych sesjach widocznego liftingu jak po chirurgii plastycznej – długotrwałego zlikwidowania bruzd wargowo-nosowych, linii marionetek, uniesienia powiek i ogólnego wizualnego efektu „wow”. Wykonywany regularnie jest w stanie poprawić wygląd naszej twarzy, ogólne samopoczucie, ale nie podniesie owalu, nie zlikwiduje drugiego podbródka, ani tym bardziej – jak się go rekomenduje – nie będzie lekarstwem na nawracające migreny, czy nie zlikwiduje bruksizmu. Nie jest receptą na bolące stawy skroniowo-żuchwowe, ani na nawracające obrzęki twarzy. Wręcz przeciwnie – wykonywany schematycznie, bez personalizacji, a do tego, co absolutnie nie jest dla mnie do zaakceptowania – w sposób wywołujący dyskomfort osoby korzystającej z masażu – czyli przez użycie dużej siły – może tylko pogorszyć wyżej wymienione dolegliwości. A dlaczego, o tym niżej.

Pozwólcie, że w tej części zacznę od mitu: „jeśli boli to działa”

Otóż prawda jest taka, że oryginalny masaż kobido, lub masaż na wzór kobido – nie powinien być bolesny (przynajmniej nie w części liftingującej) Jeśli tak jest – to albo zmień masażystę (!) albo zacznij od technik terapii manualnych, które mają prawo boleć podczas rozmiękczania nadmiernie napiętych tkanek, i dopiero po rozpracowaniu tych napięć, możesz bezpiecznie zacząć swoją przygodę z intensywnymi w odczuciu, ale nie bolesnymi, masażami liftingującymi, jak kobido czy mioplastyczny masaż twarzy wg dr Sergeya Shchurevicha.

Oryginalne kobido jest intensywne w odczuciach ze względu na tempo wykonywania ruchów, ich charakter i ilość technik. Ale jeśli zerkniecie na filmy dr Shogo na YouTube – masaż wykonywany jest lekką „fruwającą” ręką. Szybkie ruchy wykonywane jedną ręką są bardziej powierzchowne – wprowadzają tkankę w drgania, poprawiają krążenie i dotlenienie masowanej okolicy; Druga ręka pracując wolniej i uważniej, na nieco głębszym poziomie, precyzyjnie zagarnia tkankę do opracowania. Natomiast żadna z nich nie obija/ubija twarzy do kości… co akurat część z Was lub Waszych znajomych doświadczyło podczas masażu kobido w różnych gabinetach.

Niejednokrotnie i w moim gabinecie padło życzenie, aby było mocno, aby bolało – bo „jak nie boli, to nie działa….”

Szanowne Panie, Szanowni Panowie – kobido to nie terapia punktów spustowych ani masaż powięziowy. Jeśli pojawia się ból w trakcie masażu twarzy kobido – w części liftingującej – to jest to sygnał, aby natychmiast zmniejszyć intensywność ruchów

Dlaczego?

  1. Ból traumatyzuje tkanki, wprowadza organizm w stan stresu, spina ciało, więc po bolesnym masażu, który z definicji miał wprowadzić Cię w relaks i odprężenie wyjdziesz zestresowana (choćby na nieuświadomionym poziomie, ale organizm i mózg otrzymały odpowiednie sygnały), spięta, obolała, a rysy twarzy, które miały ulec rozluźnieniu i w efekcie ulec „odmłodzeniu”, są nadal lub jeszcze bardziej spięte w niezdrowy dla nich sposób;
  2. Ból może być sygnałem o napięciach lub obrzękach, którymi w pierwszej kolejności trzeba się zaopiekować, ale nie szybkimi, ubijającymi ruchami – tylko uważnymi i mądrymi technikami do tego dedykowanymi – w przeciwnym razie będziemy je jeszcze bardziej kompensować, co może doprowadzić nawet do stanu zapalnego, a już na pewno nie odmłodzi tkanek. Lifting w tym przypadku, choćby najintensywniejszy w odczuciach, nie będzie w ogóle skuteczny – bo po pierwsze nie pozwolą na to istniejące już napięcia, po drugie tkanki są jak modelina – jeśli jej odpowiednio nie przygotujesz – nic nie uda ci się z niej wyrzeźbić;
  3. Miejscem szczególnie istotnym dla osób zwracających uwagę na owal twarzy jest linia żuchwy i jej kąt, oraz kości policzkowe. Z punktu widzenia anatomii to dwa strategiczne punkty dla jednego z najpotężniejszych w kategorii siły mięśni w naszym organizmie – żwacza; Jeśli będziemy pracować intensywnie w tym obszarze, w myśl zasady (nie sprawdzającej się w tym przypadku szczególnie) – im mocniej tym lepiej – to od razu możemy wysłać daną osobę do fizjoterapeuty stomatologicznego na terapię stawów skroniowo-żuchwowych (czemu też poświęcę oddzielny wpis).
    Teraz tylko szybko wyjaśnię: Większość z nas ma nadmiernie spięty żwacz. Mięsień ten ze względu na swoje przyczepy definiuje zarys kąta twarzy, a w przypadku przepracowania, nadmiernego napięcia optycznie poszerza twarz, i w zależności od budowy czaszki może również powodować wizualnie „zanik szczytu kości policzkowej”…
    Dodatkowo w okolicy żwacza – część przyuszna i część podżuchwowa mamy sieć naczyń limfatycznych – w przypadku napięć w tych okolicach – ściśnięte naczynia nie drenują w takim stopniu, w jakim powinny, w związku z czym pojawiają się obrzęki…
    Podsumowując: im intensywniej (czytaj z użyciem siły, wywołując ból) będziemy pracować w tych obszarach, dążąc do perfekcyjnego owalu, będziemy potęgować napięcia na żwaczu – przez co możemy zwiększyć częstotliwość występowania napięciowych bóli głowy, szyi, oczu; a nawet zębów czy uszu. Ból potęguje stres; stres jest częstym prowokatorem bruksizmu, a bruksizm to jeszcze bardziej zmęczony żwacz, i mamy koło zamknięte…. nie wspominając o zastojach limfatycznych na twarzy.

W związku z powyższym – kobido nie ma prawa boleć (jedynym wyjątkiem jest głęboka praca na ramionach, ale również powinna to być praca uważna, z wsłuchaniem się w odczucia klienta).

Kobido nie powinno boleć z samej definicji – powtórzę po raz drugi – nie jest to masaż mięśniowo-powięziowy ani terapia punktów spustowych. Nie taki jest jego cel ani przeznaczenie.

A jeśli jesteś zwolennikiem konkretnych w odczuciu, głębokich masaży – wybierz nie kobido, tylko spersonalizowaną terapię manualną, zogę, facemodeling, masaż transbukkalny – które owszem, na początku mają prawo boleć w obszarach nagromadzonego napięcia na twarzy, szyi i dekolcie – ale tylko do momentu uwolnienia tych napięć – a potem ulga i długotrwałe odmłodzenie rysów twarzy, wyrównanie symetrii i zdrowsza, pełniejsza blasku skóra bez obrzęków, z nieprzemęczonym, a może nawet i zdrowszym stawem skroniowo-żuchwowym;

Wybierz mądrze.

Więcej o tym, czemu kobido nie powinno być pierwszym wyborem, gdy budzimy się po nocy z bólem w szczęce, a z jakiej terapii/masażu należy skorzystać, w kolejnym wpisie.

Udostępnij
Prześlij