Cała prawda o kobido cz. 2

Dlaczego kobido nie działa zgodnie z obietnicą

Jeśli jeszcze nie mieliście okazji zaznajomić się z częścią pierwszą mojego wpisu o faktach i mitach dotyczących popularnego w Polsce od kilku lat masażu rodem z Japonii („Dlaczego kobido nie powinno boleć”) pozwólcie, że w ramach wstępu przypomnę, czym jest kobido i w jakich warunkach i w jakim celu powstał, aby potem wspólnie móc się zastanowić nad jego skutecznością i tym, co można faktycznie uzyskać korzystając z regularnych sesji, a co może się nie wydarzyć wbrew obietnicom.

KOBIDO – historiahttps://noemigroblewska.pl/dlaczego-kobido-nie-powinno-bolec/

Początki tradycyjnej sztuki masażu kobido sięgają XIV-XV wieku i przez lata zarezerwowany był dla rodziny cesarskiej oraz gejsz jako ekskluzywny, gwarantujący zdrowie ciała i twarzy zabieg. Metoda zrodziła się w wyniku nierozstrzygniętej rywalizacji skuteczności technik masażu między dwoma Mistrzami, którzy w ostateczności postanowili połączyć siły i założyć Dom Kobido. Pilnie strzeżona wiedza na jej temat była przekazywana z pokolenie na pokolenie tylko wybranym uczniom. Wymagała rygorystycznej nauki i lat praktyk, zanim można było ją dobrze wykonać.

Opierając się na starożytnych zasadach medycyny chińskiej i japońskiej, a także na technikach akupresury, celem tego masażu było i nadal jest stymulowanie punktów energetycznych twarzy co miało wpłynąć na zdrowie całego ciała, a dodatkowo przez ruchy głaszczące i perkusyjne komórki skóry są lepiej odżywiane i dotleniane. To z kolei, mocno upraszczając, przedłuża ich żywotność – mitochondria komórkowe mają wystarczająco energii by bez przeszkód m.in. produkować kolagen i elastynę. W związku z powyższym w skutkach długofalowych i jedynie w przypadku wykonywania masażu regularnie, wygładzają się zmarszczki przez odmłodzenie i rewitalizację skóry. 

Przede wszystkim jednak starożytna technika kobido łączy w sobie ruchy, które przekładają się na głębokie odprężenie i ukojenie zarówno ciała, jak i umysłu. Nie zapominajmy, że w medycynie wschodu gwarancją długowieczności jest osiągnięcie wewnętrznej równowagi psychofizycznej. Zdrowie i niczym nie zakłócone przepływy życiodajnej energii najpierw – a uroda, blask skóry zawsze jako efekt dodatkowy.

POLSKIE „KOBIDO”

Ten popularny w Polsce od paru lat masaż, sprowadzony na nasz rynek przez fizjoterapeutę, u którego i ja się uczyłam niedługo po tym, jak został wprowadzony do oferty szkoleniowej, w rzeczywistości nie jest oryginalnym masażem kobido – tylko wariacją na temat – wariacją z obietnicami osiągnięcia natychmiastowych efektów odmłodzenia i recepty na wszystkie dolegliwości występujące w obszarze twarzy. 

Poszczególni szkoleniowcy rozwijają metodę mocno odbiegając od oryginału, aby sprostać doszytym do kobido obietnicom, zostawiając nośną marketingowo nazwę i sekwencję kilku ruchów, które można zobaczyć na YouTube dr Shogo Mochizuki, Mistrza Kobido w 26-tym pokoleniu. Dlatego możecie spotkać się czasem z zupełnie różnymi wersjami tego masażu w gabinetach. W Polsce może 2-3 osoby wykonują kobido według starożytnej sztuki i ich nazwiska znajdziecie na stronie Shogo.

MOJE DOŚWIADCZENIE

Kiedy zaczynałam swoją przygodę z kobido mocno wierzyłam w natychmiastowe i cudowne efekty pracy tej metodą. Dziś mając większą wiedzę i dłuższe doświadczenie wiem, że w tej formie, jaką znam i która jest mimo wszystko zbliżona do oryginalnej wersji, bo pierwsza trafiła na polski rynek – oferuje bardzo przyjemny masaż poprawiający ukrwienie i dotlenienie skóry, a optyczne odmłodzenie twarzy po pierwszej sesji wynika z relaksującej pracy na mięśniach mimicznych. Oczywiście personalizuję kobido w zależności od oczekiwań osoby i stanu tkanek twarzy, z którą pracuję, ale schemat zostaje ten sam. Krótsza lub dłuższa część fizjoterapii estetycznej – która w dużej mierze odpowiada za efekty poprawy owalu i odmłodzenia rysów twarzy, sekwencja ruchów głaszczących relaksujących, masaż głęboki ramion i karku, drenaż delikatniejszy lub wydłużony oraz część liftingująca wykorzystująca ruchy perkusyjne, wprowadzające tkanki w drgania. Całość kończy krótka sesja akupresury mająca na celu wyciszenie osoby masowanej.

Ze względu jednak na charakter masażu i punkt wyjściowy – stan tkanek podskórnych, z którymi zaczynam pracować nie mogę zagwarantować po pierwszych sesjach widocznego liftingu jak po chirurgii plastycznej – długotrwałego zlikwidowania bruzd wargowo-nosowych, linii marionetek, uniesienia powiek i ogólnego wizualnego efektu „wow”, tak jak od lat głosi marketingowa obietnica kobido. 

Wykonywany regularnie jest w stanie poprawić wygląd naszej twarzy, ogólne samopoczucie, ale nie zawsze podniesie owal, nie zlikwiduje drugiego podbródka, ani tym bardziej, jak się go rekomenduje nie będzie lekarstwem na nawracające migreny, czy nie zlikwiduje bruksizmu. Nie jest jedyną słuszną receptą na bolące stawy skroniowo-żuchwowe, ani na nawracające obrzęki twarzy. Wręcz przeciwnie, może się zdarzyć, że w przypadku mało uważnego i schematycznego wykonania, jeszcze z użyciem dużej siły, bez odpowiedniej wiedzy, wyżej wymienione dolegliwości mogą ulec pogorszeniu. A dlaczego? 

O tym niżej:

Obietnica pierwsza – „niechirurgiczny lifting skóry” / „jak po zabiegach medycyny estetycznej” – otóż zależy: i tak i nie.

TAK jeśli pracujemy z młodą tkanką, bez nagromadzonych napięć, bez blizn na ciele i na twarzy, nawet tych wieloletnich, faktycznie po pierwszej sesji możemy uzyskać efekt wygładzonych rysów twarzy, powiększonych ust, większych oczu bez opadających powiek, a nawet poprawy owalu – zwłaszcza, gdy tkanka przed masażem była lekko obrzęknięta w rejonie żuchwy– mamy tu bowiem do czynienia z jeszcze elastyczną tkanką, która poddaje się modelującym i drenującym ruchom; skrócona szyja często w wyniku napięć na ramionach ulega wydłużeniu szybko reagując na rozluźniający głęboki masaż, a „odciśnięte lata” na twarzy i pierwsze płytkie zmarszczki zwykle wynikają ze zmęczenia i stresu, który towarzyszy nam już od najmłodszych lat; w czasie masażu poprawiamy ukrwienie i dotlenienie skóry – w efekcie uzyskujemy efekt odświeżonej pełnej blasku, w związku z tym wyraźnie młodszej twarzy 

NIE jeśli pracujemy z twarzą, w której od kilku, kilkunastu lat następuje już ubytek kolagenu, w tkankach nagromadziło się dużo napięć, głowa wysunięta jest do przodu, klatka piersiowa zapada się w zaokrąglonych i zrotowanych do przodu ramionach (postawa ciała większości z nas pracujących przed komputerami, pochylonych nad telefonami czy książkami, czy nad ciałami/twarzami pacjentów – np.kosmetolodzy, stomatolodzy). 

W związku z taką a nie inną postawą sporo napięć występuje na szyjnym odcinku kręgosłupa i mięśniach podpotylicznych spychając czepiec ścięgnisty na czoło i górne powieki, a osłabiony i skurczony mięsień szeroki szyi, który jak golf oplata przód, boki szyi i dół twarzy, u niektórych sięgając aż po kąciki ust – ściąga cały owal, czasem właśnie z kącikami ust. 

Do tego zwykle dochodzą napięte obniżacze wargi dolnej pogłębiając linie marionetki; napięte żwacze i mięśnie przyśrodkowe „dobudowują” nam boki i kąt twarzy; 

Pospinane mięśnie, to sklejona powięź, która nie pozwala na swobodny przepływ limfy, a naczyń limfatycznych naprawdę sporo jest w okolicy przyusznej i pod żuchwą. 

Pojawiają się obrzęki, które w obszarze mięśni dna jamy ustnej dodatkowo, ściąganej w dół przez wysuniętą kość gnykową z powodu naszej niewłaściwej postawy ciała, w głównej mierze przyczyniają się i pogłębiają problem drugiego podbródka. 

A jeśli do tego dodasz osłabione mięśnie dna miednicy i blizny np. po cesarskim cięciu, które przez powięziową taśmę głęboką łączą się z mięśniami dna jamy ustnej – mamy tak złożony problem, że nawet 10 sesji kobido nie przyniesie oczekiwanych rezultatów. 

Czy zaczynasz dostrzegać, że w dużym stopniu „topografia” naszej twarzy wynika nie z metryki i prawa grawitacji, ale zmian jakie w ciągu naszego życia zachodzą w całym gorsecie mięśniowo-powięziowym? 

Nie wspomnę już o budowie czaszki, ustawieniu szczęki względem żuchwy, czy oddychaniu przez wiele lat ustami a nie nosem (o czym jeszcze napiszę) – które warunkują między innymi wielkość odsłoniętej ruchomej powieki, sińce i „dołki” pod oczami; głębokość bruzd wargowo-nosowych, czy „zanik” policzków lub właśnie „drugi podbródek” już od lat nastoletnich. 

Jak w takim wypadku zadziała kobido? Jakie obietnice spełni? Na pewno wprowadzi w stan głębokiego odprężenia, poprawi dotlenienie i ukrwienie skóry, częściowo zdejmie napięcie z ramion, poprawi ogólny dobrostan ale nie uniesie owalu twarzy, nie zlikwiduje bruzd wargowo-nosowych i głębokich zmarszczek na czole. A jedyny lifting jakiego możemy się spodziewać, to raczej lifting psychiczny.

Czy w tej sytuacji masz od razu rzucić się pod nóż chirurga lub zarezerwować termin u lekarza medycyny estetycznej?

Zdecydowanie nie, jeszcze nie teraz – bo to byłoby jak inwestowanie w nowy dach i elewację domu, który ma słaby fundament.

W tej sytuacji polecam zawsze wizytę u fizjoterapeuty, czasem niezbędna jest konsultacja logopedy, stomatologa, a w gabinecie umawiamy się na spersonalizowaną terapię, w której pracujemy zogą / facemodelingiem / masażem transbukkalnym, i dopiero po odpowiednim przygotowaniu tkanek (fundamentu) rzeźbimy, modelujemy je, a dzięki naszej wykonanej pracy twarz jest w stanie poddać się ruchom liftingującym. 

CDN.

Udostępnij
Prześlij